środa, 24 kwietnia 2024
Portal Informacyjny w UK, Wielkiej Brytanii | Polish Community Online in the United Kingdom

r e k l a m a  |





Twardy Brexit i miękka Brytania, czyli: jaką 'zbrodnię' popełnia każdy Polak w Wielkiej Brytanii? To musi przeczytać każdy!
Utworzony: środa, 10 października 2018 06:38
Twardy Brexit i miękka Brytania, czyli: jaką 'zbrodnię' popełnia każdy Polak w Wielkiej Brytanii? To musi przeczytać każdy! W 1578 roku miało miejsce pewne mało znane wydarzenie, którego skutki możemy jednak obserwować do dziś. Elżbieta I – imienniczka obecnej królowej Wielkiej Brytanii – nadała słynącemu z brutalnych metod Sir Humphreyowi Gilbertowi patent do „brania we władanie pogan i barbarzyńskich lądów, krajów i terytoriów nie należących dotąd do żadnego chrześcijańskiego władcy”. Jeśli ufać przekazom historycznym, a nie ma powodu by tego nie robić, Gilbert i jego następca Walter Raleigh potraktowali swoje zadanie bardzo poważnie. I rzeczowo.

r e k l a m a




Zobacz także:
Zdobywanie Nowego Świata pod angielską banderą przebiegało więc bardzo prężnie, a na widok pływających pod nią piratów niejeden zaprawiony w bojach wilk morski kulił się ze strachu niczym bity pies. I nie ma się co temu dziwić, bo następnych stuleciach Imperium stało się bezwzględną maszyną do podboju. Swego czasu doszło nawet do sytuacji, w której produkcja map stała się nieopłacalna, gdyż koszt czerwonego barwnika, używanego do zaznaczania brytyjskich posiadłości na kuli ziemskiej, był wyższy niż potencjalne zyski ze sprzedaży samych map. Dlatego dziś, patrząc na pozostałości po tamtych latach świetności, trudno jest nie uśmiechnąć się pod nosem. Uśmiechem raczej ironicznym.

Bo choć Elżbieta II nie przypomina swojej imienniczki w niczym, to przyszło jej panować w czasach, w których imperialna polityka sprzed trzystu lat w końcu odbiła się Wielkiej Brytanii czkawką. Jest takie powiedzenie: „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Względem polityki Zjednoczonego Królestwa można by posłużyć się nieco gorzej wyglądającą parafrazą: „Kto podbija lądy, ten musi liczyć się z napływem mniejszości i imigrantów”.

Niestety, Wielka Brytania nigdy tak naprawdę nie była przygotowana na odwrócenie się losów świata i sytuację, w której w charakterze kolonizatorów występują mniejszości z Indii, Pakistanu, Karaibów, Bangladeszu i kilku innych państw, o których przeciętny Polak nigdy nie słyszał i raczej nie usłyszy. Jest to bowiem zjawisko kolonizacji ukrytej. Miliony przybyszów z Azji i Afryki osiedliły się na Wyspach i spłodziły potomków, którzy mogą dziś pochwalić się krystalicznie czystym brytyjskim paszportem. Nikogo dziś już nie dziwi Brytyjczyk posługujący się silnym indyjskim akcentem, podobnie jak coraz mniej przestaje dziwić Brytyjczyk, który pięć razy w ciągu dnia rozkłada na ziemi matę do modlitw i zwrócony twarzą w kierunku Mekki oddaje się religijnym uniesieniom.

Wielokulturowość wymaga jednak wyrzeczeń. Być może brytyjscy politycy przez długi czas ignorowali sprawę, poklepując się po plecach i powtarzając, że „jakoś to będzie”. I faktycznie, jakoś to było. Z reguły było kiepsko. W latach 80-tych Wielka Brytania stała się areną wojen gangów i starć pomiędzy tzw. Paki-basherami, czyli bojówkami nacjonalistycznymi, a muzułmańską mniejszością. Porządek publiczny i ludzkie życie znalazły się w niebezpieczeństwie, państwo musiało więc zainterweniować i zainterweniowało w najgorszy możliwy sposób. Zamiast ścigać sprawców konkretnych przestępstw, w Wielkiej Brytanii urodziła się idea, że przestępcą może być przecież każdy. Politycy poszli w skrajność, tworząc z pojęć takich jak „hate crime”, „islamophobia”, „antisocial behaviour” i im podobnym słowa-etykietki, którymi do dziś – a właściwie: głównie dziś – żongluje się niczym piłeczkami w wydawaniu wyroków i osądzaniu tego, kto ma prawo do bycia na Wyspach, a kto nie.

Oczywiście nikogo nie staram się urazić. Bo w Wielkiej Brytanii nikogo nie można urazić. Zrozumiano? Tak bardzo nie można nikogo urazić, że każdy, kto choćby na milimetr wysunie się poza ustalone ramy porządku społecznego, naraża się na przypięcie niebezpiecznej etykietki z napisem „rasista!”. To nie tak, że na Wyspach nigdy nie słyszano o wolności słowa i wolności do wyznawania swoich poglądów; słyszano jednak bardzo dawno. A potem zupełnie zapomniano. Wielka Brytania zwyczajnie posunęła swoją „politykę unikania przykrości” do stopnia absurdu. Dziś środowisko medialno-polityczne na Wyspach jest tak bardzo inne od tego prezentowanego w Polsce, że spotkanie tych dwóch można by porównać chyba tylko do wyprawy badawczej w głąb Amazonii, gdzie wyposażony w najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne naukowiec spotyka tubylca z dzidą na ramieniu. I żeby było jasne – to porównanie nie wartościuje ani jednej, ani też drugiej strony, ukazuje jedynie skalę niezrozumienia, na jaką napotykają polscy publicyści, politycy i zwykli obywatele patrząc na to, co dzieje się dziś w kraju Szekspira. Nie chodzi też o kulturę polityczną per se, bo choć polscy politycy nie grzeszą ogładą, to daleko im jeszcze do skandali, w których premier zmuszony jest wyrzucać członków rządu z racji tego, że ci przechowywali na służbowych komputerach pornografię, co miało przecież miejsce w zeszłym roku w przypadku Damiana Greena.

Wszyscy pamiętają chyba (a jeśli nie pamiętają, to zaraz sobie przypomną) sytuację z udziałem polskiego publicysty Rafała Ziemkiewicza, którego nie wpuszczono do Wielkiej Brytanii. No, może nie tyle nie wpuszczono, co po prostu powiedziano odpowiedzialnym za organizację jego spotkań ludziom, że jeśli Ziemkiewicz przyjedzie i dostanie mikrofon, to „będą kłopoty”. Wypowiadane przez brytyjskich funkcjonariuszy z uśmiechem na twarzy „będą kłopoty” może oznaczać absolutnie wszystko, gdyż rasizm, islamophobia, hate crime i antisocial behaviour już czekają na to, aby zostać użytym w dowolnej sprawie i w dowolnej konfiguracji, w której pewny pozostaje jedynie wynik: więzienie, grzywna lub wyjątkowo nieprzyjemna kontrola ze strony urzędników Home Office i brytyjskiej skarbówki. I kto by ryzykował? Nikt.

Nikt też jednak nie krytykowałby totalitarnej już niemalże „grzeczności” w Wielkiej Brytanii, kraju, w którym już przeszło pięć milionów kamer CCTV kontroluje nieustannie każdy ruch i słowo obywateli, gdyby ta totalitarna „grzeczność” faktycznie spełniała swoje zadanie, broniąc Brytyjczyków – w taki lub inny sposób – na równi przed niebezpieczeństwem mowy nienawiści i niebezpieczeństwem utraty życia w zamachu lub ataku. A tak wcale nie jest. Zgodnie ze słowami amerykańskiego wizjonera Benjamina Franklina, „ci którzy rezygnują z wolności w imię bezpieczeństwa, nie zasługują na żadne z nich”. No i okazuje się, że pomimo nakładanych z każdej strony ograniczeń stolica Wielkiej Brytanii awansowała w tym roku na miano jednego z najbardziej niebezpiecznych miast świata, plasując się w tej jakże chlubnej konkurencji zaraz obok Mexico City, miasta, w którym łatwiej jest dostać nożem pod żebro niż kupić frytki na straganie. W Londynie sytuacja wygląda obecnie niemal identycznie, gdyż bezkarne gangi – najczęściej składające się z ludzi pochodzenia azjatyckiego lub afrykańskiego[1] – nic sobie nie robią z powtarzanych wciąż przez polityków haseł o walce z przestępczością.

Burmistrz Londynu Sadiq Khan dwoi się i troi w wysiłkach, aby zapewnić mieszkańcom miasta bezpieczeństwo, robi to jednak z zacięciem alkoholika leczącego kaca przy pomocy wódki. 15 sierpnia tego roku Khan oznajmił z dumą, że odpowiedzią na ryzyko związane z zamachami samochodowymi może być przecież wprowadzenie zakazu jazdy samochodami w stolicy. Pomysł jest jeszcze w powijakach, acz można się spodziewać, że jeśli dojdzie on do skutku, to efekty będą takie same, jak w przypadku zakazu noszenia noży – czyli żadne lub wręcz przeciwne do zamierzonych. Na tej podstawie na usta wręcz ciśnie się pytanie, które chciałoby się zadać władzom metropolitarnym i państwowym. Czy to, co obecnie dzieje się w kraju, jest wynikiem waszej głupoty, czy efektem celowego działania? Ponieważ sabotaż jest karalny, a głupota nie, dla burmistrza Londynu (prywatnie muzułmanina, warto przypomnieć) dużo lepiej byłoby, gdyby jego sposób zarządzania miastem był efektem indolencji, nie zaś celowego przymykania oko na przestępstwa. Czy jednak tak powinno być? Zdaje się, że nie.

Istnieją jednak – tak właśnie – gorsze konsekwencje obecnej polityki, niż trzycyfrowa liczba morderstw w stolicy kraju. Gorsze, gdyż dotykające bezpośrednio milionów obywateli i mieszkańców. Jedną z nich jest permanentny strach. Brytyjczycy się boją, boją się tak bardzo, że wystarczy chociażby delikatna sugestia, że jakiś człowiek lub działalność może nie spodobać się mniejszościom, że, cytując wspomnianego wcześniej Ziemkiewicza, „sami pędzą uciąć mu głowę, nim jeszcze kolesie z maczetami się zbudzą”. To „obcinanie głowy” nie zachodzi oczywiście dosłownie; dużo lepiej byłoby nawet użyć słowa „kastracja”. Chodzi oczywiście o kastrację mentalną, odgórne pozbawienie ludzi prawa do wyrabiania sobie i posiadania poglądów. I nie chodzi tu oczywiście o prawo do nawoływania do przemocy, na które zresztą jest osobny przepis w kodeksie karnym każdego europejskiego kraju. Chodzi o prawo do krytyki, krytyki skierowanej do rządzących na zasadzie pytania: „Czy multi-kulti przypadkiem nie działa źle?”, za które w obecnej Wielkiej Brytanii można zostać pociągniętym do odpowiedzialności karnej, w myśl opisanej już wcześniej stalinowskiej zasady: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

Czasem jednak łatwiej dać jest nie człowieka, lecz ludzi. I tutaj na scenę wchodzi Polonia w Wielkiej Brytanii, która na tle „zintegrowanej” mniejszości wyróżnia się jak wrzód identyfikacji narodowej na „zdrowej”, wynarodowionej tkance brytyjskiego społeczeństwa. Powiedzmy wprost: Polacy nie integrują się, tak dobrze, jak inne mniejszości. Trzymają się ze sobą i nie czują potrzeby zdobywania brytyjskiego obywatelstwa. Dlatego też nieustannie figurują we wszelkich danych statystycznych jako największa mniejszość w Wielkiej Brytanii, co de iure stanowi prawdę, ale de facto pozostaje zręczną manipulacją, gdyż do imigrantów nie zalicza się naturalizowanych przybyszy z Afryki i Azji, nawet jeśli z brytyjską kultura mają oni tyle wspólnego, co polska Wigilia z amerykańskim Świętem Dziękczynienia.

Co prawda relatywnie rzadko zdarza się incydent, w którym Polak wsiada w samochód i rozjeżdża przechodniów albo taki, w którym polski zamachowiec przeprowadza zamach taki jak ten z maja 2017 w Manchesterze, to jednak Polacy w Wielkiej Brytanii popełniają znacznie gorszą zbrodnię, którą w nowoczesnej narracji wielkobrytyjskiej polityki stanowi tożsamość narodowa. To właśnie fakt, że polskość widać i słychać na brytyjskich ulicach jest czymś, co kłuje w oczy i uszy zwolenników obecnego systemu. Bo pojawienie się na ulicy z polską flagą lub orłem na koszulce, nawet jeśli pozornie niegroźne, w istocie ociera się o promowanie nacjonalizmu i rasizmu, przynajmniej wedle brytyjskiej narracji politycznej.

Dlatego też nie dziwi, że The Guardian dostrzega w polskich sobotnich szkołach zagrożenie ekstremizmem. Opublikowany w kwietniu tego roku artykuł w The Guardian zwracał uwagę, że szkoły te „mogą mieć kontakt z grupami propagującymi polski nacjonalizm i faszyzm” [2]. Sam zaś kontakt polegać miał na tym, że na jednym ze zdjęć opublikowanych przez szkołę znalazło się ciasto z logiem grupy „Ogniwo”. Grupa „Ogniwo” trafiła na czarną listę organizacji zajmujących się zwalczaniem rasizmu po tym, jak na Facebooku jeden z jej członków udostępnił zdjęcie z banerem o treści: „Europa będzie biała lub wyludniona”. Abstrahując od rasistowskiej treści baneru, która oczywiście pełni zasługuje na pogardę, łączenie osobistych poglądów jednego z członków grupy „Ogniwo” z faktem, że kilkaset kilometrów dalej ktoś umieścił logo „Ogniwa” na torcie, jest działaniem doprawdy zaskakującym.

Pamiętać należy przy tym, że państwo, jako takie, też pozostaje organizacją polityczną. Czy wobec tego cała Wielka Brytania (lub jakiekolwiek inne państwo) powinna trafić na czarną listę antyfaszystowskiej organizacji, gdyż niektórzy z jej obywateli lub mieszkańców mają takie, a nie inne poglądy? Jest to doprawdy wizja absurdalna i w absurdzie tym przypomina popularną grę „W ile do Adolfa Hitlera?”, w której gracz losuje dowolny artykuł na Wikipedii i klikając w odnośniki do haseł musi jak najmniejszą liczbą kliknięć wejść w stronę opisującą życie i działalność austriackiego akwarelisty. Ponieważ w erze Internetu wszystko połączyć można z wszystkim niewielkim kosztem, dziennikarze The Guardian nie musieli nawet specjalnie się starać, by sprokurować rozumowanie łączące polskie szkoły w Wielkiej Brytanii z dawno zapomnianym postem, opublikowanym na Facebooku przez niezbyt rozgarniętego życiowo dresiarza.
r e k l a m a



Tak jak niegdyś Humphrey Gilbert, tak i dziś przedstawiciele „jedynej słusznej” opcji politycznej biorą we władanie pogan i barbarzyńskie lądy, kraje nienależące do żadnego chrześcijańskiego władcy. Ironia dziejów polega na tym, że dziś tym „pogańskim” i „barbarzyńskim” krajem stała się sama Wielka Brytania, będąca pod presją bezwzględnej antywolnościowej retoryki. Nie dziwi więc, że to właśnie Wielka Brytania jako pierwsza opuszcza Unię Europejską, robiąc to z prawdziwie dziką determinacją. I nawet jeśli pomiędzy dwoma organizmami nie dojdzie do porozumienia i konieczne okaże się zastosowanie mechaniki tzw. „twardego Brexitu”, to osamotniona Wielka Brytania prawdopodobnie wciąż pozostanie tym samym na siłę ugrzecznionym, quasi-totalitarnym, miękkim państwem.

[1] Ethnicity facts and figures, Home Office, dostęp: 02.10.18, https://www.ethnicity-facts-figures.service.gov.uk/crime-justice-and-the-law/policing/number-of-arrests/latest
[2] Polish schools 'may have connections' with groups associated with far right, Sarah Marsh, dostęp: 01.04.18, https://www.theguardian.com/education/2018/apr/01/polish-schools-may-have-connections-with-groups-associated-with-far-right


Marcin Majchrzak / POLEMI.co.uk
Fot.: Hadrian / Shutterstock
Linki sponsorowane


Dołącz do POLEMI na facebooku i BĄDŹ NA BIEŻĄCO!

 

PASAŻ POLEMI - OFERTY SPECJALNE


Forklift Training School
Kursy i szkolenia na wózki widłowe w Wielkiej Brytanii - Forklift...

Kardas Productions
Zajmujemy się promocją firm w social media, pomagając naszym...

Polska obsługa prawna w Szkocji
Dallas McMillan jest renomowaną firmą adwokacką w centrum Glasgow,...

CPC EMPIRE TRAINING
Kurs odświeżający składa się z 35 godzin (5 dni po 7 godzin)...

Pozostałe oferty

alt Sofia Furniture LTD (Meble i wyposażenie)
Sofia Furniture Ltd to polska firma meblowa, która...
Ink Factory Ink Factory

Ink Factory jest specjalistycznym sklepem oferującym...
Intymna.pl Intymna.pl
Sklep oferuje szeroki asortyment bielizny damskiej oraz...
mytyres.co.uk mytyres.co.uk
Czołowy sprzedawca internetowy opon w Europie....